Świąteczna opowieść z Polesia
Dawno, dawno temu za siedmioma
górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma bagnami, gdzieś na poleskich
moczarach żyła sobie pewna rodzina. Rodzina znana w całej okolicy ze swojej
niezwykłej zażyłości. Rodzice czule opiekowali się dziećmi, starsze rodzeństwo
opiekowało się młodszym, a młodsze dokuczało sobie nawzajem, bardziej dla
zabawy niż ze złośliwości. Byli wzorem do naśladowania. Wszyscy byli pod
wrażeniem tego, jakie panowały tam relacje. Członkowie rodziny nigdy się nie
rozdzielali, chodzili zawsze na wspólne spacery, razem zasiadali do stołu,
bawili się ze sobą i wspólnie odpoczywali. Każdy stawał murem w obronie swoich
bliskich.
Zimy na Polesiu bywają ciężkie... Rok 2014 |
Pewnej zimy, tuż przed świętami
Bożego Narodzenia rodzina musiała zatroszczyć się o wspólną wieczerzę. Nie było
to wcale proste. Nie było możliwości pojechać do marketu i wypełnić po brzegi sklepowy
wózek smakołykami i prezentami dla bliskich. O jedzenie trzeba było powalczyć
samodzielnie. Sytuację pogarszała sroga zima, która tego roku przyszła znacznie
wcześniej. Polesie zawiane śnieżnymi zaspami, mróz ścinający aż do szpiku kości
– to nie najlepsze warunki do świątecznych przygotowań…
Nasza rodzina jednak nie znała
strachu. W ich wspólnym domu zawsze było ciepło i przytulnie. W najcięższe
mrozy wszyscy zbliżali się do siebie i wtuleni byli w stanie przetrwać najzimniejsze
noce. Ze świąteczną ucztą radzili sobie równie dobrze. Każdy z członków miał
określone zadanie do wykonania. Rodzice, chociaż sami mieli do zrobienia
najwięcej, czuwali nad pozostałymi członkami rodziny i pomagali im w
obowiązkach.
Droga do chatki. Luty 2014 |
Wreszcie, gdy zapadł zmierzch,
spotkali się przy jednym stole i okazało się, że jedno miejsce jest puste… W
całym tym zamieszaniu nie zorientowali się, że brakuje najstarszego z braci.
– Gdzie on się podział? – zapytał
ojciec.
– Wydawało mi się, że był tuż za
nami – odpowiedział jeden z synów.
W tym czasie zagubiony szukał
drogi do domu. Jeszcze przed chwilą biegł za swoimi braćmi, zdarzyło się jednak
coś niespodziewanego. Tuż przed nim pojawiło się dziwne światło, zbliżające się
w jego kierunku. Światło na tyle silne i intensywne, że oślepiło naszego
bohatera. W końcu snop jasnego światła zatrzymał się tuż przed oczami zagubionego.
Po chwili od strony świateł wydobył się przeciągliwy dźwięk „dzyyyyyyy”. Nasz
bohater nigdy wcześniej nie słyszał niczego bardziej przeraźliwego. Puścił się
biegiem jak najdalej od strasznych świateł i jeszcze straszniejszego dźwięku. W
całym tym zamieszaniu stracił jednak orientację i zgubił drogę do domu. Błądził
sam pośród zimy, śniegu, zasp i mrozu, kiedy wszyscy zasiadali już pewnie do
stołu…
Wichry zimy. Luty 2014 |
Pośród wichrów zimy usłyszał coś,
co przywróciło mu nadzieję; coś, co napełniło jego serce ciepłem i pokojem –
wołanie, wołanie całej rodziny. Byli tuż za zaspą, wyszli wszyscy, żeby go odnaleźć.
Spotkali się w głębokiej zaspie i nie
rozstawali się już nawet na chwilę. Całą rodziną zaczęli wieczerzę, a później,
wtuleni w siebie, posnęli.
Julian Fałat "Zima na Polesiu" |
Czwartkowy wieczór nie zapowiadał się zbyt interesująco. Świąteczne
zakupy zrobione, chatka posprzątana, prezenty przygotowane, a rybka uwędzona.
Można było bezpiecznie wrócić do domu i cieszyć się ciepłem, bijącym z kominka.
Droga nie była jednak łatwa. Ostatnie opady śniegu oraz silny wiatr znacznie
utrudniały powrót z pracy. Gdy po długiej podróży na horyzoncie majaczyła
chatka, poczułem ulgę. W tym momencie stało się coś naprawdę niespodziewanego:
na mojej drodze, tuż przed samochodem, stanął wilk. Tak, prawdziwy wilk! Nie
jest to moje pierwsze spotkanie z tymi zwierzętami, jednak zawsze przyprawia
mnie o ciarki. Wilk stał bez ruchu, pewnie tak samo zdziwiony spotkaniem, jak
ja. Dopiero gdy otworzyłem szybę samochodu, a silniczek wydał charakterystyczny
dźwięk „dzyyyyyy”, wilk zrozumiał niebezpieczeństwo i puścił się biegiem na
ośnieżone pola i łąki. Mam nadzieję, że podobnie jak ja, trafił do domu.
Julian Fałat "Zima na Polesiu" |
Z okazji świąt Bożego Narodzenia
pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia! Żeby każdy z nas miał czas na to,
co naprawdę ważne – na spotkanie z drugim człowiekiem, na chwilę wytchnienia od
codziennego zgiełku i wtulenie się w kogoś bliskiego. Dziękuje Wam za kolejny
rok wspólnej przygody na blogu Okiem
Parkowca. Mam nadzieję, że będziecie mi towarzyszyć także w kolejnym roku.
To wszystko dla Was! Wesołych Świąt.
Marku - piękna historia... I takich właśnie Świąt Ci życzymy - nastrojowych, rodzinnych, wspaniałych, białych, przeplatanych spacerami (niekoniecznie z wilkami;-) Baśka i Cezary z Bieszczadów
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękną, poleską wigilijną opowieść. Radosnych Świąt i gwiazdki z nieba.
OdpowiedzUsuń