Kwiecień-plecień…
W tym roku na własnej skórze
mieliśmy okazję przekonać się, że stare jak świat przysłowie: Kwiecień-plecień, bo przeplata trochę zimy,
trochę lata idealnie opisuje aurę wspomnianego w nim miesiąca. Szkoda
tylko, że o przysłowiowym lecie mogliśmy zapomnieć już po pierwszym tygodniu, a
kolejne dni bardziej przypominały jesień średniowiecza niż sielską ciepłą
wiosnę.
Rower stoi pod zadaszeniem i
czeka na montaż podgrzewanego siodełka oraz porządnych chlapaczy. Piesze
wędrówki musiałem ograniczyć do trasy: drzwi samochodu – drzwi domu, co
niekorzystnie wpłynęło na redukcję odkładanych w okresie zimowym zapasów triacylogliceroli,
co potwierdza utrudnione zakładanie „kościołowych” spodni.
Oj, ciągnie wilka do lasu, a
Parkowca w teren… Jednak pogoda szybko zrewidowała wszelkie próby ucieczki w
głuszę i przygotowała wyjątkową ofertę wiosenną, składającą się z deszczu,
gradu, śniegu i wyjątkowo zimnego wiatru. Trzeba było więc cierpliwie czekać na
słoneczne dni.
Kilka razy podjąłem nawet próby szukania
wiosny zza kierownicy samochodu – zrobiłem objazd po okolicy, żeby znaleźć
dobre plenery i poszerzyć wiedzę na temat tego, co w lesie piszczy. Wyprawy po
poleskich bezdrożach odbiły się bardzo korzystnie na zawieszeniu auta, które
widocznie potrzebowało intensywnego ruchu, a błotne kąpiele znacznie odmłodziły
całą karoserię auta. Objazdy, chociaż bardzo ciekawe, nie zaspokoiły jednak
głodu przygody – głodu lasu. Tęsknym okiem Parkowca zerkałem przez okno
kochanego muzeum, wypatrując ciepłych, ożywczych promieni słońca…
I jest! Pewnego dnia pod koniec
kwietnia stwierdziłem, że pokonam pieszo dystans dłuższy niż 5 metrów (co było
nie lada wyzwaniem dla moich stawów). Wiatr bowiem ustał, a cały dzień był
wyjątkowo, jak na kwiecień, ciepły. Wraz z parą parkowych przyjaciół oraz ich
kilkumiesięcznym synem wybraliśmy się po pracy na ścieżkę „Spławy”.
Dzień był naprawdę ładny.
Przynajmniej do momentu ruszenia w teren… Gdy tylko zamknęliśmy drzwi muzeum,
zerwał się silny wiatr, a nad niebem zebrały się złowieszcze ciemne chmury.
Najpewniej odwołalibyśmy wycieczkę, gdyby nie upór najmłodszego z jej
uczestników – Igora, którego serdecznie pozdrawiam. Komu jak komu, ale
kilkumiesięcznemu berbeciowi spaceru odmówić nie można! Przeczekaliśmy najgorsze
chwile w ukryciu, a gdy tylko na niebie pojawiła się tęcza, ruszyliśmy dalej na
szlak. Tęcza okazała się dobrym zwiastunem, bo dalsza część podróży przebiegła w
naprawdę przyjemnej atmosferze.
Wybór ścieżki „Spławy” nie był
przypadkowy. Wraz z początkiem maja rusza „Kameralna majówka na Pojezierzu
Łęczyńsko-Włodawskim”. To szereg imprez turystycznych na terenie całego
pojezierza, na które serdecznie wszystkich zapraszam! (link na końcu tekstu).
Poleski Park Narodowy, jak co roku bierze udział w majówce i przygotował
ciekawe atrakcje dla wszystkich miłośników bagien: 1 maja będzie można
skorzystać z bezpłatnej obsługi przewodnickiej po Muzeum PPN, a 2 maja, pod
profesjonalną opieką przewodników, będzie można dać się wciągnąć bagnom na
ścieżkach „Dąb Dominik” i – właśnie – „Spławy”.
W tym roku przyjemność
oprowadzania gości przypadła m.in. mnie i koledze Łukaszowi. Pierwszego maja
pokażemy Wam, co skrywa Muzeum PPN, drugiego poprowadzimy najbardziej „zakładkowaną”
ścieżką Poleskiego Parku Narodowego.
Nasz spacer służył odświeżeniu
spojrzenia na ścieżkę „Spławy” i orientacji, co można tam zobaczyć w tej chwili.
Jeśli wybieracie się na majówkę do PPN, nie pożałujecie! A jeśli macie inne plany na majowy weekend,
natychmiast je zmieńcie! Pogoda, jaka by nie była, będzie idealna. Co można
zobaczyć na „Spławach” i w muzeum? Powiem Wam niebawem na miejscu! Do
zobaczenia!
Kameralna majówka:
Śledźcie fanpage:
Zaglądajcie na Instagrama:
I zakładajcie odlotowe koszulki:
Super zachęta i zaproszenie na majówkę.
OdpowiedzUsuńZ takim przewodnictwem zawsze świeci słońce.��
A czy taka dłuższa zima i deszczowa aura nie sprzyja faunie i florze, które potrzebowały regeneracji po suchym lecie?
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. :)
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń