Niech się BBC wstydzi!
Drodzy miłośnicy przyrody!
Ostatnim tekstem udało się nam skutecznie przegonić zimę i odbyło się to w
całkowicie pokojowy sposób! Ba! Nie trzeba było nawet topić Marzanny, co
osobiście uważam za duży sukces. Nie mam nic przeciwko tradycji, ale akt
topienia nie jest optymistyczny. Niemniej nie czas jeszcze na odkorkowanie
szampana.
Wiosna nadciąga na Polesie niczym
rozpędzony pociąg. Nie jest to niestety Pendolino, jak moglibyśmy oczekiwać, a
raczej pociąg relacji Lipniak – Daleczkąt (oczywiście ironizuję – pociągi tej
linii są nader szybkie), co skutecznie gasi nasze wiosenne zapały. Miałem
jednak już dość grzania czterech liter przy kominku. Dzień się wydłuża, więc grzech
go nie wykorzystać.
Oj, ciągnie Parkowca do lasu, czy
– jak napisałem kiedyś na Facebooku: „durnia na Durne Bagno”. Dzisiaj więc
kilka słów o wyprawie na Durne Bagno. Korzystając z wolnego popołudnia,
wsiadłem na rower i ruszyłem na spotkanie z przygodą. Durne Bagno jest zlokalizowane
bezpośrednio przy ścieżce rowerowej „Mietiułka”, której trasa rozpoczyna się w
miejscowości Łowiszów, przy dużym zadaszeniu turystycznym. Dalej piaszczystą
drogą leśną zmierzamy do celu tego wpisu.
Nazwa „Durne Bagno” nie jest
przypadkowa. Miejscowa ludność zawsze miała z tym bagnem kłopot. Stare szeptuchy
zwykły mawiać, że „kto na durne bagno stanie, sam się durnym staje”. I choć
ludziom nie ubywało może punktów w skali IQ, ale faktycznie z tym torfowiskiem
było coś nie tak… Nierzadko ludzie, zapuszczający się w te rejony, mieli problem
ze znalezieniem drogi powrotnej. Dochodzenie przeprowadzone przez agentów CSI,
NCIS i Archiwum X wykazało, co jest tego powodem. Na Durnym Bagnie występują
dwie bardzo ciekawe rośliny: borówka bagienna, zwana także pijanicą oraz bagno
zwyczajne, zwane… bagnem zwyczajnym. Ta druga znana jest ze swoich silnych
olejków eterycznych i była wykorzystywana przez nasze babcie do odstraszania
moli. Pijanica (jak wskazuje nazwa) ma natomiast dość szczególne właściwości. Po
jej spożyciu (omyłkowym, rzecz jasna) organizm doznaje lekkiego rauszu. Ot i
cała historyja! Trafiasz na bagno, zjadasz parę jagódek, nawdychasz się oparów
bagna zwyczajnego – faktycznie, można zdurnieć.
Zdecydowałem jednak nie korzystać
z tych, wątpliwych, atrakcji Durnego Bagna. Rozkoszowałem się po prostu widokiem
z wieży i wszechogarniającym spokojem. Durne Bagno polecam wszystkim, którzy
chcą obcować z poleską przyrodą sam na sam.
Ale to nie koniec naszej
wycieczki! Dalej z siodełka roweru podziwiałem ścieżkę rowerową „Mietiułka”. Co
prawda, z powodu braku czasu i jeszcze nie najlepszej kondycji po zimie,
wybrałem tylko część trasy, prowadzącą wzdłuż rzeki o nazwie Mietiułka. Tam
czekał na mnie szereg niespodzianek. Łąki przy Mietiułce są genialną bazą dla
wszelkiej maści ptactwa. Dzięki staraniom służb Parku, udało się łąkom
przywrócić naturalny, mokradłowy charakter. Zwłaszcza wczesną wiosną nie
brakuje tam wody. Na skraju jednego z rozlewisk zaobserwowałem łosia, nieco
zdziwionego moją obecnością. Wyglądał dodatkowo, jakby zamierzał skoczyć na
główkę w otchłań rozlewiska. Odległość nie pozwoliła na zrobienie zdjęcia zaspokającego
moją pazerność. Wtedy też podjąłem decyzję o zakupie teleobiektywu. Zostaje mi
tylko stanąć z czapką pod muzeum i zbierać fundusze na realizację marzeń.
Zostawiłem łosia z decyzją o
skoku i ruszyłem dalej. Podróż umilały mi czajki, bawiące się w pilotów
akrobatów. Co chwilę wykonywały fikuśne beczki w powietrzu. Zaraz na prawym
brzegu rzeki zobaczyłem rudel saren, które postanowiły sobie urządzić gonitwę
do lasu, mało nie gubiąc przy tym nóg. Zbliżając się do ścieżki „Perehod”,
minąłem dwa łabędzie, ukrywające się za szuwarem. Naiwnie liczyły, że Oko
Parkowca ich nie wypatrzy. Na koniec mym (a dzięki zdjęciom – także Waszym) oczom
ukazał się niesamowity widok: czterdzieści czapli białych, podrywających się z rozlewiska.
Dawno nie widziałem takiego skupiska tych ptaków w jednym miejscu. A dość łatwo
je wypatrzeć, bo świecą w krajobrazie niczym koszula w reklamie proszku do
prania (nie powiem jakiego, ale pozdrawiam Pana Chajzera!). Wycieczkę
zakończyłem przy ścieżce przyrodniczej „Perehod”.
Czy Polesie nie jest niesamowitą
krainą? Jedno popołudnie, jedna wycieczka, a kontakt z przyrodą lepszy niż
połączony maraton filmów przyrodniczych BBC i National Geographic! Gorąco Was
zapraszam na wycieczki rowerowe i piesze do Poleskiego Parku Narodowego! Ja
wybiorę się tam jeszcze nie raz!
Śledźcie fanpage:
Zaglądajcie na Instagrama:
https://www.instagram.com/okiemparkowca/
I zakładajcie odlotowe koszulki:
This is great!
OdpowiedzUsuńKażdy tekst owiany ciekawostkami z PPN i prostym językiem "ot historyja" :D
OdpowiedzUsuńGdyby nie późna pora od razu wsiadłabym na rower i ruszyła na poznawanie Polesia, magia tekstu Okiem Parkowca!
Na dole zabrakło nr konta na ten teleobiektyw, fani może by wspomogli realizację marzeń ;)
Odkryliśmy Polesie dopiero w zeszłym roku. To świetne miejsce dla takich odludków jak my.
OdpowiedzUsuńProsimy o więcej!
OdpowiedzUsuńŻeby tylko 40. Na " Perehodzie" widziałem ich kilkaset
OdpowiedzUsuńhttps://photos.google.com/share/AF1QipMNM-Phvolm9RtZT4ZgTEClozzw7cHI7OYvYCX7O-prCt2c7WicRyCflEz0jwhn0g?key=eEY4LURBWGRjc3JZY29KMHZxeDRSczg0WFRpMklR